2008-10-17

Nie próżnuje się w stolicy tanga...



Wszyscy powszechnie wiedzą, iż mały Hipoctopus od jakiegoś czasu zafascynowany jest wszelkiego rodzaju tańcami, zwłaszcza rytmami karaibskimi, no a będąc w światowej stolicy tanga, najnaturalniejszą koleją rzeczy byłoby uczęszczanie na lekcje tanga oraz milongi. Na marginesie, do kolekcji moich tańców brakuje mi jeszcze tylko narodowych tańców hiszpańskich w stylu flamenco bądź sevillana, tudzież tańców baskijskich takich jak aurrezku lub espata dantza. No, ale moja dusza stanowczo nie czuje powołania ku tym ostatnim, tak więc Buenos Aires stało się dla mnie nieustannym poligonem doświadczalnym w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca ku oddaniu się rozkoszom tanecznym. Oczywiście, jak na Buenos Aires przystało, oferta jest niezliczona. Wszelkiego rodzaju bary salsy oraz profesjonalne studia tango rozrzucone są po całym mieście, tak więc mały Hipoctopus, z uprzednio sporządzoną listą, przeciera nowe, taneczne szlaki. Jak na razie, odwiedziłam jeden przybytek tańców różnych, La Viruta, w którym można nauczyć się od podstaw tanga, milongi i salsy, lub praktykować nabyte już umiejętności na różnych poziomach. La Viruta to olbrzymia przestrzeń parkietu połączona z barem oraz mini restauracją (namiętnie serwują pizzę mozzarella... Dotychczas nie widziałam innego przysmaku na stole...). 2008-10-12 Buenos Aires (San Telmotik Bocara)_0163Miejsce to jest doskonałe dla ludzi, którzy pokonać chcą sceniczny strach przed tańcem w towarzystwie. Kadra nauczycielska, bardzo profesjonalna, zachęci do tańca nawet najbardziej opornego, a duża liczba odwiedzających sprawia, iż atmosfera klubu jest luźna i naprawdę przyjacielska. Mały Hipoctopus odwiedził ten przybytek dwa czwartki pod rząd, kiedy to uczestniczyć można w lekcji tanga, salsy i milongi tego samego wieczoru za skromne 14 pesos. Jedyny mankament tego miejsca to jego położenie. Znajduje się bardzo, ale to bardzo daleko od mojej dzielnicy, tak więc wybranie się tam to dla mnie prawdziwa odyseja...(mniej więcej godzinna jazda autobusem, co dla mnie w Kraju Basków równoznaczne jest z wycieczką z Bermeo do Bilbao, z prowincji do stolicy....). No, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zważywszy na odległość Viruty, zaczęłam przemierzać pobliskie rejony i o niebiosa! Jakieś sto metrów od domu odkryłam szkołę tanga(Av. Independencia 675), gdzie od czasu do czasu wirują również w rytm salsy oraz innych podrygów na życzenie. Samo miejsce jest nieziemskie....Stary budynek, wysokie sufity, podłogi z drewna, oświetlenie minimalne, czerwono-kolorowe ściany... Jednym słowem podroż w czasie o jakieś 50 lat wstecz. W każdą środę, po lekcji tanga, odbywają się tam tzw. milongi, czyli dyskoteki tanga, ujmując to bardziej nowocześnie. Na taki właśnie wieczór wybrał się mały Hipoctopus i coś niesamowitego...Oni naprawdę tańczą tango jako akt towarzyski! Dźwięk starych płyt, czerwone wino w starodawnych niskich kieliszkach na szerokiej stópce, smukłe nogi tancerek na wysokich obcasach dopełniają atmosfery...Niestety nieudokumentowane fotograficznie tym razem, ale postaram się o parę fotek w przyszłym tygodniu...


No se queda con los brazos cruzados en la capital del tango.

Cualquiera que le conoce, sabe que el pequeño Hipoctopus lleva algún tiempo fascinado por cualquier tipo de baile, sobre todo por los ritmos caribeños a los que en su opinión, su talento es a veces algo dudoso, pero digamos que Roma no se hizo en un día. Entonces, viviendo en la capital mundial del tango, lo más natural sería acudir a clases de tango y a las milongas. A propósito, para la colección de mis bailes tan sólo me faltan algunos saltos al estilo español nacional como flamenco o sevillanas, aunque creo que así, me arriesgaría la excomunión por parte de Fantasma y entonces, seguro, debería mudarme para siempre a la escuela de tango de la esquina...Hmmm. ¿Me arriesgo? ¿Debería optar más bien por los típicos bailes vascos, véase aurrezku o espata dantza? No, mi alma polaca definitivamente no siente vocación ni por el uno ni por el otro. Y tampoco por el polka para aclarar la cosa. Entonces, Buenos Aires se ha convertido en el continúo espacio de la búsqueda del sitio adecuado a la entrega a la éxtasis tanguero-salsera. Por supuesto, siendo Buenos Aires, la oferta es infinita. Los bares de salsa y los estudios profesionales de tango están esparcidos por toda la ciudad, así que el pequeño Hipoctopus, provisto de un listado, abre de vez en cuando nuevos caminos de baile por la capital. Hasta ahora he visitado un templo de bailes varios, La Viruta, donde se puede iniciar en tango, milonga o salsa, o continuar sus peripecias con los respectivos bailes; y dos sitios para bailar salsa: el bar-restaurante cubano Cuba mía y el club Azúcar Belgrano.

La Viruta es un espacio enorme que contiene una barra, un minirestaurante (que sirve apasionada e invariablemente la pizza mozarella ya que de momento no he visto otro manjar en las mesas) y una pista de baile. Creo que puede llegar a ser un sitio perfecto para todos los que sufren del miedo escénico relacionado al baile. Los profesores animarán a bailar incluso al más resistente y el gran número de visitantes hacen que el ambiente del club es muy relajado y amistoso. El pequeño Hipoctopus visitó aquel lugar dos jueves seguidos cuando se puede participar en cuatro clases seguidas del tango, salsa, milonga y otra vez del tango por un módico precio de 14 pesos. Está bien para empezar y conocer la gente aunque a los que quieren profundizar sus habilidades, les sugiero otros lugares, tanto para la salsa como para el tango y la milonga.

En cuanto a Azúcar Belgrano, es un sitio perfecto para bailar salsa. Las clases (15 pesos, una hora y media) se dividen en cuatro niveles y como no, me propuse directamente al cuarto aunque tengo que admitir que sudé bastante para combinar los giros de la línea con el cubanéo. Y por supuesto los nombres me matan... pero así por lo menos tengo justificado mi papel como mujer y tan sólo mujer... Si y cuando vengan aquí mis queridos salseros, os llevaré a Azúcar Belgrano sin falta.
El único inconveniente del sitio es su ubicación. Está muy, pero muy lejos de mi barrio de modo que salir rumbo a Azúcar se convierte en un auténtico reto (aparte de unas diez cuadras caminando, es un viaje de una hora de autobús lo cual igual a una excursión de Bermeo a Bilbao, de la provincia a la capital.... No cabe duda de que ya se me ha olvidado en qué consiste vivir en una metrópolis).

Acercándome un poco más hacia San Telmo, esta vez mucho más cerca, siempre siguiendo mi lista, me topé con un bar-restaurante Cuba mía. La pista de baile es un poco pequeña, y el nivel de salsa hmmm, aunque yo sólo vi una clase y dicen que el profe cubano, Gregorio es muy bueno. Habrá que averiguarlo algún día.

Con todo, no hay mal que por bien no venga. Teniendo en cuenta la distancia de La Viruta, decidí mirar en casa y ay cielos! Unos cien metros desde mi portal, encontré una milonga que me tendrá cautivada durante mucho tiempo. Este lugar no puede ser de este mundo... Un edificio antiquísimo, con techos altos, suelos de madera, paredes pintadas en rojo, iluminación mínima. En un palabra un viaje 50 años atrás. Cada miércoles, después de la lección del tango, hay una milonga, o sea, una disco de tango si prefieren una versión más moderna. Mi primera milonga fue algo increíble: aquí de verdad se baila el tango como un acto social! El sonido de los viejos discos de vinilo, el tinto en las copas anchas de pata baja, las piernas esbeltas sobre los tacones altos indispensables de las tangueras recrean un ambiente de los tiempos borrados por los vientos de la historia.

2 comentarios:

Anónimo dijo...

Dziękuję za piękne opisy Buenos Aires.
Pozdrawiam.

Anónimo dijo...

Dzieki za podziekowania, mam w juz w glowie mase obserwacji na temat miasta. Trzeba tylko przysiąść i to wszystko spisać...
POzdrawiam
Hipoctopus